poniedziałek, kwietnia 09, 2012

Tajemnicza Emma

  Mokrego Dyngusa! Ciekawe czy zostaliście już oblani? Ja z trzech wiader. Ale tak to jest, od tego jest dyngus. 
Mam tu dla was następny "rozdział" Veronicy ! Wraz z Autorką bloga Roxane Verna życzymy mokrego dyngusa !


- Willek chodź tu - powiedziała osoba która stała 3 minuty w hollu.
- Idę - odpowiedział i przeprosił mnie na chwilę.
Weszli na górę, tajemniczy gość okazał się kobietą.Dodatkowo ładną.
Poczułam w sobie zazdrość.Dziewczyna była o rok ode mnie starsza, a dodatkowo jeszcze uśmiechała się sztucznie do Willa była blondynką o czarnych oczach, ubrana skąpo, to znaczy jedynie w białą, obcisłą miniówkę, na której widok chciało mi się wymiotować, i szpilki, które miały przynajmniej 15 cm.Powiedziałam szybko Wllowi że muszę iść.
- Ej, ale nie musisz - zaoponował miękko. - Emma zaraz idze, prawda Emmo ?
- Mogę u ciebie przenocować czy mnie wyganiasz? - Zapytała się dziewczyna
Zgrzytnęłam zębami, patrząc na jej nachalne błagania
Will przytaknął.
- To znaczy, że mogę zostać? - Upewniła się. 
- Tak, możesz - odpowiedział.
- Ehm, nie chciałabym wam przerywać tej scenki, ale wychodzę - uśmiechnęłam się dobitnie. - Do zobaczenia Will, oby nie do zobaczenia... ehm... Syfils.(Choroba przenoszona drogą płciową ) I pobiegłam do domu.

Nagle usłyszałam znajomy głos.
Konkretnie, po trzech godzinach mojego bezczynnego leżenia Will postanowił łaskawie mnie odwiedzić, co pokazał, rzucając kamieniem w moje okno.
Wychyliłam się i krzyknęłam by wynosił się do swojej lali.
- Jakiej lali? Chodzi ci o Emi? - Odkrzyknął, udając niewiniątko.
- Tak - powiedziałam i zamknęłam okno.
Po chwili rozległo się pukanie do drzwi na dole, przez co rzuciłam się z powrotem na łóżko, modlą się, żeby ten dupek sobie odpuścił.
Nagle... zamiast wejść, stał pod drzwiami.
- Wypchaj się i wynoś - wrzasnęłam i zakryłam głowę poduszką, włączając na maksa muzykę rockową z wieży, byleby go zagłuszyć.Odszedł.A ja myślałam, dlaczego jestem taką beznadziejną idiotką.Ale po chwili, znowu usłyszałam pukanie.
- Niki, wszystko dobrze? - Ciotka jak zwykle się martwiła, a na dodatek nazwała mnie zdrobniale, co źle wróżyło.
- Tak wszystko dobrze - odrzekłam
- Kim był ten chłopiec? To twój chłopak? Niki, wiesz, że ze mną możesz zawsze pogadać.
- Nie, nic się nie stało ciociu - odpowiedziałam co raz bardziej zła.
- Ale wiesz, zanim odejdę, to ci powiem, że ten chłopiec czeka na ciebie na alkowie przed domem.
- Powiedz mu by poszedł ! - krzyknęłam
- Prosiłam go już o to, ale mnie nie słucha.
- Nie wiem zrób coś !
- To sama do niego idź.
- Nie mogę - odrzekłam zamykając się w sobie.

niedziela, kwietnia 08, 2012

Spotkanie z Willem.

Rozdział pierwszy a tera tradycyjnie : 3 komentarze - następny "rozdział". W tym również pomagała mi Autorka bloga Roxane Verna





Byłam gotowa do ucieczki. Torba była spakowana, wiedziałam że nikt mnie nie złapie. Nie chcę mieć macochy i jakiś głupich sióstr. Nikogo nie było skorzystałam z okazji, wzięłam 10 złotych które leżały na komodzie przed drzwiami. Wybiegłam na peron, kupiłam bilet i wsiadłam. Byłam z siebie zadowolona, nie wiem czemu może dlatego że uwolniłam się i jestem teraz wolna? Nagle usłyszałam mój przystanek. Stała tam Policja mówiła że uciekłam z domu. Nie miałam siły im tłumaczyć, że to nieprawda - policzek piekł, a z rany sączyła się powoli krew.
Zabrali mnie do aresztu, w końcu nie byłam pełnoletnia, nie mogłam jeszcze trafić do więzienia. Lekarz założył mi opatrunek, dał maść do wcierania i zostałam sama.
Ten chłopak... to wina jego i tego jego kochanego cholernego tatuśka. Nawet nie wiem, jak mam się na nich zemścić, skoro nawet nie wiem, jak się nazywają. Jednak jedno było ważne: wciąż to ja miałam Amulet, więc wciąż mogli przyjść po mnie.
- Młoda, ktoś po ciebie - zawołał do mnie strażnik, opychający się od godziny czekoladowym ciastem, a moim zdaniem powinien już dawno poprzestać.
Weszła do mnie nieznana, stara kobieta, z czarnymi włosami gęsto przyprószonymi siwizną. Miała ten sam odcień oczu co ja - jasny, głęboki fiolet.
- Marge Gennis twoja ciotka - przedstawiła się.
- To ja mam ciotkę? - Spytałam zdziwiona.
Zapłaciła karę i pojechałyśmy  dojej domu na wsi. Wytłumaczyła mi ona wszystko co się wtedy wydażyło. I ten mężczyzna a raczej jego syn mieszka tutaj; w tym mieście.

***
Następnego dnia, poszłam do tego chłopaka ( choć ciocia nie kazała mi tak chodzić ).Cichaczem okrążyłam dom, w nadziei, że nikogo nie zastanę.Dotarłam do tego domu, myślałam że to będzie jakieś dom lub coś ale to było o wiele gorsze.To była wielka willa,okna były porozbijane.Z wnętrza dochodził odór śmieci.Bałam się że to może być " nawiedzony dom", ale zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi.Klamka się poruszyła.A za drzwi stał chłopak o zielonych oczach i czarnych włosach.Tak przystojny, że aż zakręciło mi się w głowie; spodziewałam się... starszego mężczyzny, a nie nastolatka mniej więcej rok starszego ode mnie.Nie przypuszczałam że zakocham się we własnym wrogu, ale cóż tak i też bywa.Tylko, czy istniała miłość od pierwszego wejrzenia?Tego nigdy nie byłam i nie będę pewna.
- Cześć - uśmiechnął się łobuzersko
- Cześć - odpowiedziałam zagapiona jak na ducha
- Jesteś...?
- Tak, tak. Przyszłam się przywitać - mówiłam jednym tonem
- Chodziło mi o imię - znów się uśmiechnął, a ja zarumieniłam.
- Veronica a ty? - Patrzyłam się w próg drzwi
- Jestem Will.
-To może wejdziemy do Ciebie, trochę "głupio" jest stać cały czas w progu drzwi - uśmiechnęłam się
- Proszę bardzo - przepuścił mnie w drzwiach 
Patrzałam się w jedno miejsce.Mianowicie w podłogę uwaloną puszkami po piwie i butelkami po wódce.
- Veronice może zechciałabyś herbaty ? - zapytał się
- Yhm, chętnie - odpowiedziałam.
Poszedł, a ja rozglądałam się po całym mieszkaniu
Wszędzie było brudno i ciemno. Słońce dostawało się do środka przez szczeliny z dachu, na ścianach była pleśń.
Ale moje oczy uwiesiły się na jednym a mianowicie na obrazie który przedstawiał kobietę podobną do mnie.
Zdałam sobie sprawę, że to moja matka, choć obraz w mojej pamięci był zamazany.
Wszedł z herbatą, cały czas miałam chęć go zapytać o tę kobietę ale nie mogłam nic powiedzieć.
Kim ona była dla niego, zastanawiałam się.
- Veronice, napij się herbaty - cały czas mi to powtarzał a ja się coraz bardziej bałam.
Głównie bałam się jego.Wreszcie dałam sobie sprawę z tego że jest on zwykłym nastolatkiem tak jak ja.To nie jego wina, że mieszka gdzie mieszka.Wzięłam się na odwagę i zapytałam :
- Kim jest ta kobieta na tym obrazie?
Chłopak spojrzał na mnie przeciągle i odpowiedział: - To była żona mojego ojca, ale nie moja matka. Był z nią 25 lat temu.  Zostawiła go dla innego. A co? 
-Nie, nic. Tak sie zastanawiałam.
- Willek! Jesteś w domu? - Odezwał się głos z hollu.


sobota, kwietnia 07, 2012

Początek

No to tak. Nazywam się Oksana. Będę pisać bloga o przeżyciach Veronicy Ronson.Jej rodzice zostali zabici przez tajemniczego mężczyznie, a ona chce się teraz zemścić się na jego synie. Czy jej się uda? Czytajcie dokłądnie kolejne notki.
W tej notatce znajdą się też części "słów" autorki bloga Roxane Verna . Więc dla niej brawa.





*** 


Był to zimowy poranek.Zwykły, znów nic nie znaczący dzień.Nie mogłam w nocy spać, wiedziałam że coś się stało.
Jednak to było tylko przeczucie, a takie pięciolatki jak ja nie powinny się nimi przejmować.Wybiła 7:30.
Wstałam, praktycznie wyskoczyłam z łózka.Szłam po schodach po cichu, by nie obudzić rodziców.
To było dziwne; zwykle mama wstawała pierwsza i szykowała śniadanie, a tata czytał gazetę.
Wiedziałam że coś się święci.Poszłam do ich sypialni.Zaczęłam szukać czegoś po pułkach, nie wiedziałam co sama robię.Rodzice jeszcze spali.Zdjęłam kapcie by im nie "przeszkadzać", zobaczyłam pudełeczko.
Pamiętałam, że zawierało mamy biżuterię; teraz było otwarte.Wzięłam je, a w nim był naszyjnik który coś w sobie miał...Miał dziwny kształt, jakby dwa rożki księżyców przecinające się w połowie, ale między nimi było złoto.
Odwróciłam go, po drugiej stronie był napis "Tantibus vivit".Wiedziałam, że oznacza coś z czym  jestem związana.
Odwróciłam się w stronę łóżka, na którym spali.Zabrałam wisiorek.Schowałam go do kieszonki szaro-zielonego szlafroczka. Wyszłam jakby nic się nie stało, choć wiedziałam że mama się zorientuje.
Wciąż się nie obudziła; coś, coś było źle.Podeszłam do łóżka, i się wystraszyłam gdy...Zobaczyłam czerwone krople na poduszkach, kołdrze, na ich twarzach.Czułam że ktoś mnie obserwuję, odwróciłam się do drzwi.
Stał w nich wysoki mężczyzna.Wzięłam szybko to co leżało koło mojej reki a był to nożyk do otwierania listów, należący do ojca.Szłam tyłem do okna, krzyknęłam:
- Kim jesteś i jak się tu dostałeś?
A on odpowiedział :
 - Masz to co ja chcę...
 - Nic nie mam! - odpowiedziałam i gwałtownie rzuciłam do niego nożykiem.
Trafiłam go w ramię, którym się zasłonił.Odszedł na chwilę od drzwi, więc wybiegłam.
Myślałam gorączkowo, gdzie mogę się schować. Nagle wpadł mi do głowy pomysł: "-Wybiegnę z domu"
Ślizgając się po wypastowanej podłodze dotarłam do drzwi; przy okazji zgubiłam jeden kapeć.
Nie martwiłam się o niego szybko ubrałam buty i wybiegłam w las, biegnąc myślałam
"Co się stało?" lub czasem "Czy to on ich zabił?"Nie mogłam tego pojąć przecież byłam tylko 5-latką.
Nagle potknęłam się, upadłam, uderzyłam głową o kamień i nastała ciemność.

***

Gdy obudziłam się leżałam na miękkim szpitalnym łóżku.Wokół plątały się dziesiątki rurek, z których lał się bezbarwny płyn.Nagle weszła pielęgniarka.Miła kobieta, o krótki, ciemnoblond włosach i prawdziwym uśmiechu.
Pytała mnie się czy wszystko dobrze, ja przytakiwałam.Nagle wszedł tęgi policjant. Pytał się czemu byłam w lesie, co tam robiłam.Nie przyznałam się, no bo kto by mi uwierzył?

***

Po tygodniu spędzonym w szpitalu, znalazłam się aż do teraz w domu dziecka.